Na Mazowszu słychać dzwon,
przywołuje,
dudni oddech,
w płucach wstrząs,
duchowe duchoty,
serce bije mocniej,
woda z krętych rzek, oplata jak warkocz,
ożywiając z dziewiczych dłoni, polnych demonów.
Drewniany Judasz błąka się po nocnym lesie,
podgrzane świetliki wpadają do chałupy
gdzie jeszcze piecze się chleb,
dla gościa bez odkupienia.
Cycate mamony kradną niemowlęta z ukwieconych kołysek,
pragną wiecznie dokarmiać, zatrutym mlekiem,
Świątek frasobliwy ratuje dzieciny,
z rozdroża wszędzie ma blisko.
Pokutne dusze zapraszają do fałszywych kaplic,
gdzie zapłoną ci ręce i głowa,
a na krzyżu nigdy nie zawiśniesz.
Skrzypce pieją,
wiatrak się rozkręca,
Wyschniętą z błota drogą zbliża się procesja,
nadzieja w białe koronki,
przytulona kostucha,
rozwiane na wietrze włosy Matki Boskiej, odziedziczone po babci,
na końcu zapach kadzidła.
Do okoła obsadzone pola,
nakarmimy ziemię i siebie nawzajem.
Na Mazowszu słychać dzwon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.