wtorek, 31 stycznia 2012

Kochanek spod psiej budy

Kochanek spod psiej budy,
ranny i nieruchomy po zimnej nocy w kałuży krwi.
Kundel, któremu ukradł z miski kolację,
teraz go wiecznie podgryza.
Obok stoi młyn wybudowany z polnych kamieni,
z odciskami niewypieczonych dusz,
pachnie tu świeżym chlebem, jeszcze nie hostią.

Od samego początku, kochanek głodny był żony młynarza,
prawie nagiej, przysypanej tylko mąką,
pragnął jej ponad wszystko.
Gdy spała podkradł się do przykrytej workiem,
zaczął dotykać, zlizywać przyprawy,
ugniatał, tarmosił, pieścił ziarenko po ziarenku
aż wreszcie wybuchł w zakwasie,
trując najświętszy z pokarmów.
Boski okruszek spłynął krwią do żył,
napełnił ciała spod tabernakulum, ożywił.

Już odżywieni ciałem,
opowiadali że nigdy nie słyszeli
o młynie, młynarzu i jego żonie
za to znaja legendę
o świetlistych widmach
krwawiącego głupka i ścigającego go kundla
biegają w nocy polami,
koło kościoła po drodze krzyżowej
a wtedy w powietrzu unosi się zapach
uświęconej hostii przed ofiarą
i świeżego chleba na zakwasie.



piątek, 27 stycznia 2012

Echo z dziury w zębie

Echo z dziury w zębie,
pociemniało zatwardziałe oblicze,
porysowane widelcem, farba odłazi, tynk się kruszy,
We wnętrzu kanały, labirynty schowki dla igieł,
zakrzywiane czasem scieżki.

To stamtąd pokrzykują,
pokutnicy Boży, anachoreci w zimnych chitonach,
schimnich w kuklach z krzyżem na golgocie.
Maja dość zaropiałych słodkości,
czekalodowego jadu.

Nie dziw sie mówią, nie bój,
ucha nie nadstawiaj, ani okiem nie zglądaj
milcz i uwierz do serca zawsze mamy najbliżej,
wystarczy iskra.

Podejdź do lustra
otwórz usta, zajrzyj do środka
z dziury w zębie promienieje snop światła
rozjaśnia gardło, krtań i świeci głebiej
coraz głębiej.
Nie zaciskaj szczęki, nie ruszaj językiem 
to wydostanie się na zewnątrz.

środa, 4 stycznia 2012

Gnoza świętego Pawła

Gnoza świętego Pawła,
trwałe przepięcia,
tysiąc wat w ciele grzesznika
powaliło bazyliszka.
Otworzyły się grobowce świętych,
nikt nie pilnuje,
strażnicy śpią.

Na zardzewiałe zwrotnice
wtaczają się bydlęce wagony
pełne przewodników z gnozą,
stłoczeni mantrują zaklęcie o jeden oddech.
W ślepych zaułkach dworca
plują na martwych, zastępowi heretyków.

Święty Paweł otwiera kolejne drzwi,
na ustach ma palec,
Milcz! Nie hałasuj,
Zostań tu ze mną bez słowa.

Pomóż otwierać wrota,
podawaj wino i chleb,
składaj ofiare ze wszystkiego co posiadasz,
nie uwierzysz, ale nie ma tu nic twojego.

Służ jak najczęściej, otwierając wrota,
niech tłum się przemieszcza jak krew w żyłach,
a życie cudownie mieni,
bez ocen, świadectwa z czerwonym paskiem.

Bracie mój schodź coraz niżej,
do piwnic, katakumb, osmalonych lochów,
znajdziesz tam drewniany kielich,
naczynie bez stron,
napełnij je czerwonym winem,
pojąc dla przyjemności uzurpatorów,
widocznych w sztucznym świetle,
to ich wielki kciuk, przygniata małe ciałko,
a piwnice pełne są wyciszonych odpadów,
beczek pasteryzowanej krwi, odessanego tłuszczu,
wszystko to bogów i tylko dla nich.

W ciszy szukaj wyjścia,
popatrz w strone wychodków, obór,
poczuj smród nawozu,
weź nóż, przetnij twarde łono i czekaj.

Bracie nie raduj się, nie tańcz,
nie pij wina, nie jadaj braci mniejszych.
Powoli zanurz się w szambie,
nie otwieraj oczu nie patrz,
nie otwieraj ust, nie oddychaj, nie wąchaj,
brudu i smrodu się nie pozbędziesz.
Czekaj by Cię obudził,
przy miłość nie zaśniesz już nigdy.




Stosunek po transfiguracji

Stosunek po transfiguracji jest niemożliwy,
lekkość bytu na to nie pozwala
unosząc jak piórko na wietrze wiotczejące ciało,
Nie pomoże pocieranie skostniałymi kończynami,
uśpionego nie pobudzisz.

Nic nie wskórają zlekceważone zmysły,
lepkie i mięciutkie jak cukrowa wata.
Wiecznie sztywnego, wyobraźnią nie wskrzesisz,
gnije w grobie błogiego "ja".

Wiszą suche jęzory,
błyszczą zmanierowane ekstazą twarze,
białko przykrywa źrenice ,
nieruchomi w przysiadzie albo na baczność,
druhny, druhowie,
bracia i siostry,
zmarszczena duchowo sekta,
mantrujący ja jestem bogiem, ty jesteś bogiem.

A co kiedy przypili ostatkiem sił mistycznych,
w nieruchomym ciele,
jak zejść z ostatniego piętra
gdzie uczą o miłości, która kocha się z miłością.

Czy jest nadzieja?
Może spaść z firmamentu,
pilnując by nieznajomy już nigdy więcej,
nie posklejał i napełnił, naszego rozbitego naczynia.

Zeznanie heretyka

Nie uwierzyłem w Jezusa,
który na złość ożywiał gliniane ptaszki,
zaklęciem wysuszył na popiół syna Annasza,
a po zderzenu z jego prawicą dzieciaki,
padały martwe.

Nie uwierzyłem w Jezusa,
który chodził po słonecznych promieniach,
zrzucał kolegów z wysokiej wieży
by nieżywi unosili się i latali.
Beznadziejnie głusi saduceusze podsłuchiwali,
ryby przypływały już osolone
i że z zawodu był cieślą,
przybranym synem Józefa,
a Matka Maryja urodziła
przez igielne ucho.

Nie uwierzyłem w Chrystysa,
który przemieniał wodę
w orgiastyczny napój Dionizosa,
rozmnażał chleb i ryby
dla pięciu tysięcy głodujących,
wypędził z domowego ogniska
ogrzewające się tam demony,
nie zerwał przymierza
z żydowskim bóstwem Jaldabaothem,
dwunastu uczniów tańczyło
wokół niego w słonecznym kole,
a bankierzy zamiast kapłanów
handlowali w targowej hali
spowiedzią i modlitwami.

Gwoździe, młotek, wiadro z octem, włócznia,
krzyż, korona z ciernia
teraz wszystko tanio kupisz na wyprzedażach,
Boga to zauważy, nie lubi towaru z przeceny.
Zostanie cisza, łaska bez wiedzy
niczego tu już nie dotykaj, proszę!

Po tym przesłuchaniu Heretyk już na dobre
wyciszył się na stosie.


poniedziałek, 2 stycznia 2012

Chłopiec bez rąk

Jego matka,
podobno spała z samym diabłem,
pod monidłem męża,
przy błysku fleszy,
roztańczonych zawodniczek hula hop,
obok baletu wodnego w gumowych czepkach
w tryskającym szampanie,
złotym deszczu,
nagie bulimiczki sypały skórki od chleba
kołyska od Stalina czekała.
Demon zapłodnił i znikł?

Urodził się chłopak bez rąk,
w szpitalu matkę częstowano
herbatą i ciastkiem,
nie tylko płakała.

Dziecko wyrosło,
na przyjaciela dobrego humoru
z mocą uzdrawiania,
kalekim heretykiem nigdy nie będzie.
Czasami czoło musi podrapać w rękaw mamy,
a ból to łobuz i jego złośliwy koleżka.

Na pustynię zaprośli go Trzej Królowie,
pokazać ogrom diabelskiej otchłani,
przyznał że diabła dobrze zna jak każdy
ale jego Ojciec mieszka zupełnie gdzie indziej.


niedziela, 1 stycznia 2012

Świat spod ciemnego koca

Eony temu Bóg, który był dzieckiem,
bawił się zarzucając na siebie ciemny koc w kratę
w karnawałowym pokoju babci,
pełnym serpentyn i kolorowych lampeczek,
rano gdy piec był jeszcze zimny,
kreował świat w czarnej otchłani,
gwiezdny firmament opirał na głowie,
z świetlistych szpar wydmuchiwał zimne powietrze, kleił nowe życie,
jednym mrugnięciem powieki spajał wszechświaty.
piec się nagrzewał,
babcia pytała, czy ma czym oddychać,
z tej troski w głosie i ciepła ognia,
narodziło się słońce, które utuliło nasionko dla nowonarodzonych.

Dzieciątko Bóg zgłodniało, poszło na śniadanie,
świat pod kocem został sam,
tuczył się w koło,
rozmanażając powtarzał,
pierwotnie pulsował,
sztucznie rósł na drożdżach pożyczonej wyobraźni.
Rozrósł się tak że popękały ściany babcinego pokoju,
w entropi zanikł cały, stary dom.

Dzieciątko Bóg wróciło, przeobrażając się w Ojca.
Na ratunek wykreowanym dzieciom,
wysłał tam jedynego syna,
z dobrą nowiną, wracajcie do Stwórcy,
bo na ten świat spod ciemnego koca nie ma już miejsca.
Przywitam was, przez nos, uszy, oczy i serce,
a mieszkać będziecie po środku mojej głowy.

Dla babci Danusi


O mnie

Moje zdjęcie
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić". Paweł z Tarsu