środa, 12 grudnia 2012

Wieczerza Saturna

Cichutko wystrzelona, nad kominem sadza
powoli opada na białą koszulę.
Trzeszczy sztywne od mrozu pranie,
gęstniejąca mgła zasnuła okolice
na wyciągnięcie ręki.
Pod stopami tylko śnieg
przemawia nieznanym językiem,
dreszcze serca łaskoczą dusze.
W góre po czterech kamiennych schodach,
do podstęplowanego pokoju,
z lodowatymi witrażami w przedwojennych ramach.
Jeszcze syczą i oddychają ciepłe potrawy,
najbliżsi kruszą, postacie świętych na opłatku.

Saturn niezapowiedziany gość,
bez pukania uchyla drzwi.
W tanecznym kroku,
zbliża się ku stołowi, krecąc piruety,
poprosi o dodatkowe nakrycie,
"chcę jeść i chcę być spożyty".

Jego ciało jednolite,
przyprawione światłścią,
pokryte połyskującym balsamem,
wyciśniętym z zorzy.
W powietrzu unosi się zapach
landrynkowego olejku.
Pod przeźroczystą skórą
nie widać tkanek ani kości.
Słychać spadające łańcuchy,
przekleństwa szybko znikaja z echem.

Saturn upłynniony w garcu ze złotem,
znowy wzrasta
plączą się kończyny,
wyrastające ze środka ożwionego pnia.
Najbliższym źrenice wirują w oku,
wypadają siwe włosy,
z przerażenia pękająca skóra szybko się goi,
mięśnie wiotczeją,
ze zmarszczek pociętych żyletką,
wypływa słomkowa herbata alchemików.
Tylko na chwilę wszyscy znikają,
jeszcze przed piatą powrócą.

Zapanował pokój,
nic się nie zmieniło,
tyle między nami różnic,
Saturn zakwitł owocmi wielu drzew,
zapraszając mnie poznaliście całego,
i ja poznałem was całych,
częstowaliście się mną i ja wami.
Pokochaliście rozwodnika
teraz bez przeszkód jesteśmy jednym,
ucałowani przez Boskie Dzięciątko,
zrodzone w chwale dla tej ziemi.
Żegnając się pogłaskał Jezusa w stajence,
zapalił żarówkę w betlejemskiej gwieździe
wyszedł z wyprostowanym moralnie kręgosłupem,
spacerując śladami światła.

"Beatus homo qui invenerit hanc scientiam et cui affuit providentia Saturni".*


*"Błogosławiony człowiek, który znajdzię tą wiedzę i na którego spłynie mądrość Saturna".
Aurora Consurgens


wtorek, 4 grudnia 2012

Jad, trucizna, choroby i lek

Jad
Z kącików ust Jaldaboatha,
spłynęła kropelka jadu,
skropiła iskierkę.

Iskiereczka zgasła,
zawstydzona i zimna,
ukryła się w ciastku z dziurką,
podobnym do aureoli,
upudrowana, zalana słodkim lukrem,
ugniatana i rzeźbiona szponami Sabaotha,
na starość stwardniała w masie perłowej,
którą szalony Saklasem połknął,
z resztkami światła.

Trucizna
Trucizna w pastylce,
każdej drobinie oddechu, pół słowie.
Sztywni w smutnych halucynacjach,
pierwsi rodzice, tato i mama,
nocą okładaja pasem, wyhodowane dzieci,
adoptowane pociechy,
by nigdy więcej nie śniły o Ojcu.

Choroby
Układy, przyjaźnie, przyklejone bratnie dusze,
krążą po żyłach przekazując wzajemne uściski,
zakochani w wijących się wokół kręgosłupa wężach,
kiedyś do nich dołączą,
rozgotowani w zupie ze śluźu,
pożarci na chwałę chaosu.
Szyszynka przestała puszczać soki,
zamiast serc, skwierczą skwarki,
osolony opłatek utknął w gardle.

Lek
Lek znaleziony w kieszeni,
duszy babcinego płaszcza,
przez downa Kuleczkę,
który palecem o palec wykrzesał iskierkę.
Nadzieja matka głupich,
co nie mają zdania, nic do powiedzenia,
nie pytają już o drogę, milczą.
Z gojącymi się ranami,
czekają jak wierne psy,
przed drzwiami z kwitnącą różą,
cieszą się że to początek,
kolejny krok w siedmiomilowych butach,
żółte światełko z samego środka znowu pulsuję.


O mnie

Moje zdjęcie
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić". Paweł z Tarsu