środa, 31 grudnia 2014

Darkroom

Śmieci,
zużyte, minutę wcześniej
higieniczne chusteczki
leżą obok pełnego kosza
w samym centrum
nie oświetlonego pokoju,
z dziurawej kieszeni białej marynarki
wysypały się owocowe pestki.

Jeszcze niezwyciężone słońce
wpada tu promieniem
przez szparkę w czarnej zasłonie.
Kciuk nie mieści się do dziurki od klucza,
pootwierani starsi panowie
nie męczą nadgarstka.

Prawdziwi mężczyźni dominują,
wielu chętnych,
serca drgają po zawałach.
Koneserzy z dobrych domów
mają pierwszeństwo,
młodzi ofiarodawcy czekają na nagrody.

Uschnięte wieńce rzymskie,
filigranowi chłopcy,
zagrzybione posągi,
obce ciała,
obrzydliwie posklejane odpady.

piątek, 19 grudnia 2014

Boże Narodzenie

Rośnie pierwotne nadciśnienie królewskiego nieuka,
podniosła się fala uderzeniowa
dwójkowego dyktanda,
noworodki staciły głos
rozsypały się wyborcze ulotki Heroda.

Góra nie podzielonego opłatka
mnoży się w magazynach marketu,
koniec kolejek,
miejsca parkingowe świecą pustkami,
wyludnione ulice,
w bramie nikt nie pije.
Zakończyła się promocja
baterii do gwiazdy betlejemskiej.
Zawiesił się jednoręki bandyta
na wizerunku Trzech Magów.

Codziennie bez ograniczeń,
krwawa miazga matczynych marzeń
z ulgą skrobana ze ściany
prorocy nie zdążyli nawet pomyśleć
o zmartwychwstaniu.

Chwała Bogu!
Syn stał się człowiekiem,
a człowiek nigdy,
Bogiem się nie stanie.

środa, 10 grudnia 2014

Freddy Krueger

Freddy Krueger
nie mieszka już na ulicy Wiązów,
jego drewniany dom z piwnicą bolesnych czarów
kazali wyburzyć podjarani pizzą urzędnicy.
Warunkowo usunięto go też z koszmarów sennych
zrozpaczonych rodziców
za niekończące się rozrywanie
bez płciowych lalek ich dzieci.

Wykształcony w drogim garniturze,
wyprasowany po liftingu,
przekwalifikował się i uczciwie zarabia.
Teraz to duchowy aborter
gnieżdżący się z ludzkimi odpadami
w ślicznym gabinecie na strzeżonym osiedlu.
Popularna ikona,
przystojniak z opaloną twarzą,
wyjątkowy jest w tym co robi,
ulubieniec urzędniczek i drogich pań.

W przerwach podjada małe dusze,
brzuch znowu ma pełny,
żyje w zgodzie z sumieniem innych,
duże morderstwo nie równe
jest przecież małemu.

piątek, 5 grudnia 2014

Życie na zakwasie

Życie na zakwasie
bez kultury,
spontaniczna i niespodziewana fermentacja,
słowa ewangelii o tym co "ukryte"
upłynniły się szybko
jak złoto po transmutacji,
schowane między bluzgami wersy,
zrozumiał dosłownie, wulgarny heretyk.

Topielice zakwasu
szczęśliwie miesiączkują po gwałtach,
trzęsie się galaretka
ciężarnej ofiary,
spędza z płodem wolny czas,
znęcając się nad nim okrutnie,
za winy nierozpoznanych ojców,
krzyku o to nie będzie.

A jeśli jakiś cudem przeżyje?
Jeszcze wyrośnie słodki i pulchny?
Rozpoczyna się wrogie przejęcie,
bójcie się Boga bakterie!

czwartek, 27 listopada 2014

Od tyłu

Od tyłu,
najbardziej lubią poganie,
zwierzęta nie potrafią inaczej.

Klapsy w wypudrowane policzki
wygięty kręgosłup, jak żagiel,
bliski jest złamaniu.

Coraz głębiej, oklaski przyśpieszają
dzwoneczki dzwonią nierówno,
żebra schowały wydęty brzuch,
piersi pełne mleka
kołyszą się u bram Rzymu z fototapety,
zamurowane okna i drzwi, wyrównana temperatura,
słaba żarówka,
tło jest nieruchome, wyciszone.

Rohita, czerwone słońce,
bawi się jednorożcem,
odbierając kobietom zmysły,
kończy z pożądaniem, obfitym ślinieniem,
na jednej nodze załatwi wszystko.
Wchodzi nie sprawdza biletów
jego usługi są bezpłatne,
wylansowany na proroka
nie pomoże w zbawieniu.

Pracuje w przeciągu, szuka szpar,
łata dziury,
nie przygląda się twarzy,
delikatnie wyrywa włosy.
Nasycony pneumą,
silikonem twardniejącym po wypełnieniu,
zawsze gotowy.

Ciało zalane wodospadem potu,
przykleja się mokre prześcieradło,
rozbiegane oczy wracają na miejsce,
sztywne palce zaczynają się zginać
skurczona mięśnie miękko
rozłażą się po kościach.

Niewolnice jednorożca,
odzyskały wolność,
nie odwracają się plecami
stoją oko w oko,
twarzą w twarz,
nosorożce chrapią coraz głośniej.

Połamany róg leży u podstaw czaszki,
nikt nie widział, nikt nie słyszał,
bez bólu i znaków zapytania.

piątek, 21 listopada 2014

Jezus wraca na wschód

Jezus wraca na wschód,
dmucha na zimnych,
przemarznięty, korowód słodkich ćpunów,
wyruszył na znak krzyża,
Po ciężkich zapaściach
nie bawią się w berka,
pożerają, udekorowaną karmelem aureole,
wymieniają się brudem spod paznokci,
Jan Chrzciciel daje głowę
że nie zbierają składników na kompot.

Żywe srebro
zamiast mówić plują sobie w twarz, złorzeczą,
drgają usta dawno nie odkurzone z przekleństw,
zamęczone gardło, dławi rozhuśtany język,
bluźnierstwo stoi u bram
wylansowanych halucynacją światów.

Bezboleśnie nawróceni, nawracają innych,
zdrowy na umyśle duch, zmienił ich łzy
w różnokolorowe tektyty.
Bije żar z ogrzewanego kaloryferami nieba,
ogień z centralnego pieca
podsycają głębokimi oddechami,
spuchnięte od wysiłku oczy
trudno jest otworzyć.
Mali skompromitowani bogowie
nawet nie umieją się przeżegnać.

Do o koła na sztywnej szyi
egzorcyzmowana głowa
zwalnia obroty,
połamane kości się zrastają.

Leżą krzyżem o suchym gardle,
od nadmiaru sztucznego światła
łuszczy się skóra,
solarium ukryte w świątyni
nie opala na brązowo.
Wielki instalator życzy udanych wakacji.
Celnicy cedzą płomienie miedzy zębami
czują niepokój.

Mytarstwa drżą w posadach
ziemia się otwiera,
głęboko w jej ranach górnicy
podzieleni przez dwa
wydobywają plazmę, energie
dobrze wykorzystaną przez nieboszczyków.

Zawał jest nieunikniony
wszystko się wali,
z trzeszczących kości, kręgosłupa
ześlizgują się węże,
jeszcze syczą z rozkoszy,
krzyżowy ogień dogasa.

Chrystus wrócił na wschód
przyniósł ze sobą krzyż,
zobaczyłeś, teraz dotknij!

piątek, 17 października 2014

Kamienna 59

Generalski kurhan
wypełniony, kawałkami ciał
zwyciężonych wojowników Lumerii,
kośćmi połamanego szkieletu
zrujnowanego w 59 sekundzie miasta
jedynego na kontynencie Mu,
obok Wrocławia.

Po drugiej stronie ulicy,
osiedle obcych,
wznoszą się dziesięciopiętrowe
megality z oknami na przestrzał,
otaczają święte place
z huśtawkami i piaskownicami,
małe izolatki pełne są Szaraków
oczekujących swojego lotu na 97 planetę
poza naszym układem,
z przesiadką na komecie Hale-Boppa.
Dyski ukryte w piwnicach
straciły moc,
są jak dusze w starym żelazku,
ciągle rozgrzane ale za ciężkie
by poderwać się do lotu.

Alejką zarażonych kasztanów prowadzi
do najdroższych za życiu po życiu
żydowskich świątyń,
mogił nie używanych od nowości rabinów.
O poranku budził ich pukając
w grobową płytę
Dawidowy duch zwycięzcy.

Akademia wróżbitów ekonomii
ciągle używa liczydła,
mierząc wszechświat i okolice,
kupują schrony i trumny
w zależności od potrzeb.

Centrum Kamiennej,
59 sekunda,
oko do ziemi,
wygasły krater zalany woskiem
z gromnicy Jaldaboatha.

Dwu piętrowy dom
stał tam długo
okaleczony i ranny
od artyleryjskiego postrzału
z trzema kamiennym schodami
przy wejściu,
chropowata, bordowa cegła
jak skóra przykrywała mięśnie,
pod 1 mieszkała dusza.
Chmura lakiery na siwych włosach,
uśmiech nie z tego świata,
babcia Danusia i jej nauki
o antidotum na smutne trucizny.

Dom poza horyzontem zdarzeń,
6 mieszkań, piwnica otchłani,
igielne ucho,
brama do innych wymiarów,
exodus świętych już się zakończył?

Zgryzienie zorzy w pigułce
przywróciło pamięć,
dom zapadł się pod ziemię,
krater zaczyna dymić,
trucizny są coraz silniejsze,
Ouroboros został ojcem,
mieszkańcy lśnią wędrując po świecie,
zmianom końca nie widać,
3, 2, 1 strat,
do biegu z grobowca w nieznane.

czwartek, 9 października 2014

Powtarzajcie w świetle

Spontaniczna samozagłada,
wyniszczenie, krajobraz po bitwie,
ani jednego trupa?
Chaos w czerwonym gardle
zaklęcie "zamknij się" wystarczy
nie pada ani jedno słowo,
przegotowana, wrząca krew,
nie oczyściła się z toksyn
przerażone serce przyspiesza,
tracąc nadzieje.

Zbiórka datków na nieistniejący lek,
charytatywna orgia zainspirowana
wyobraźnią Anthroposa sfilmowana.
W starym kinie
nie było wcześniej takiego porno,
dla dobrych ludzi,
w czarnych okularach
bez podziału na role i rasy,

Końcowe napisy,
pojawia się piekielna łuna
zamiast słońca.
Człowiek się nie opali na plaży
ciepło będzie tylko pozorne, energooszczędne.
Pamiętasz Lucyferyczny pęd ku światłu
i tak jest lepszy niż ten ćmy.

Dusza się dzieli, nie wydaje drobnych
wzmocniona Ojcowska witaminą
potrafi jeszcze potrząsnąć ciałem,
lepiej od szamana, niemowlęcia z grzechotką.
Skóra i kości coraz lżejsze, opadają,
nie śniły nawet o wysokich lotach,
ubytek kilku gram wystarczy,
zagotowana wewnętrzna substancja
znowu się na chwile odłączy.

Bankruci spod krzyża
wymazują swoją historie kredytową
będą pożyczać,
ból kręgosłupa nie znika.

Z ekranu poraża najjaśniejszy błysk
zakłócenia nie znikają
migają przed oczami,
mrówki nie obudzą się wiosną,
widzowie wychodzą z kina
przed końcem seansu.
Co mówię wam w ciemności,
powtarzajcie w świetle.


piątek, 26 września 2014

Moje żebro, moja sprawa

Miękkie żebro Adama
cichy jęk,
zgrzytają zazdrosne kości.
Drgają pokropione święconą wodą organy
szpitalne odpady,
podsmażone, jeszcze dymią
zaczynają oddychać
pocą się ektoplazmą,
nawiedzone duchy uciekają,
ciemnieje skóra
gotowy rozkład dnia,
robaki na start.

Ewa tykająca bomba
bez zapalnika Świętego Ducha
imituje ruch, zaczyna raczkować.
Rozpuszczony Adam
stosuje zasady higieny rasowej,
żebra nie odda.

Zaburzony obraz nieba,
usterki w halucynacji
czerń, której nie rozświetlają
nawet błyskawice,
kuliste pioruny bawią się w sieci
koniec, energia nie płynie
dopalacze nie pobudzają.
Trzęsą się posady ziemi,
wywracają biurka
martwi urzędnicy zdążyli
napisać list do Syna.

Pokryta nowym podkładem skóra
robi się coraz bielsza,
utwardzonego makijażu
nie zmyje deszcz,
nasycone ciało nosi życie.

Pierwsza kobieta
przymierze spodni,
napięte mięsnie,
smakuje boską cząsteczkę
ze zroszonych cebulek
rosną włosy na brodzie.

W szpitalnej piwnicy
walają się niebiańskie worki
pełne odgryzionych misiowych łapek,
lali z dziurką na twarzy.

Adam spod ciemnej gwiazdy
nie zmienia już żarówek w latarni,
wolną wole wyjętą z lodówki
pokrywa pleśń.

Ewa zmieniła adres
zaprasza do wynajętego mieszkania
dając nadzieje,
kto przejdzie przeze mnie
stanie się żywym duchem.


piątek, 5 września 2014

Zorza w pigułce

Przegryzienie zorzy w pigułce,
nie grozi rozerwaniem na strzępy
marnego ciała.
Na zdjęciu rentgenowskim znikają
ostatnie kolory,
wszystkie dziurki na ogolonej skórze
wypromieniowują białe światło,
wypalają się mięśnie i kości od środka
rozświetlając mapę niebios.
Oślepione, martwe planety
zawekowane w słoikach
czekają na lepsze czasy w piwnicy Saturna
świętego w aureoli z kostek lodu.
Za wcześnie wisiał na ołtarzu.

Zbliża się 59 sekunda,
Ojciec i Syn wbiegli na drugie piętro
okaleczonego domu,
zapaść, zwalniająca wibracja,ostatni spazm,
zarodek otchłani już straszy.
Schowani w pokoju osobliwości
opóźnionego nie swoja wyobraźnią ucznia
Ojciec i Syn bez pożegnania
topnieją, coraz ich mniej,
nie było początku nie będzie końca,
czarna dziura się rozkręca,
szarpie kłami znieczulone dusze,
obraz śnieży, nic nie widać
nawet horyzontu zdarzeń.

W przysypanym grobowcu,
sierocińcu eterycznych bytów
tętni życie pełne wspomnień,
tli się nadzieja
nie było agonii,
później zmartwychwstania
z bonusem na zakończenie.

Zaczyna się nowe życie
w piwnicy z cieniami na ścianach
podobnymi do tych z rozpalonej Hiroszimy,
można tu znaleźć wiele skarbów,
kluczy do innych wymiarów,
zasuszonego wnuczka, samoofiarnika
leży miedzy workami zgniłych ziemniaków
kruszeje, wystarczy kawałek odkroić,
sproszkować, zamknąć w pastylce i połknąć.
Wir w pralce z ożywionymi, alternatywnie światami
dostajesz w prezencie.

Zapamiętaj piwnice starego domu,
wejdź po pigułkę sproszkowanej zorzy,
i jak najszybciej wracaj,
wirować w tańcu jak derwisz
na samym środku ulicy
taj pierwszej zapamiętanej z dzieciństwa
radość Babci jest tu bezpieczna.
Jeszcze przed otwarciem sklepów
uciekaj z kolejki na świetlisty szlak,

Zbliżenie z czarną dziurą
nastąpi nieuchronnie
jej coraz głębsze gardło,
nieposkromiony apetyt
zassa i pożre napromieniowanych.

Dla lekkostrawnych i smacznych
jest nadzieja,
może wydostaną się po drugiej stronie?

piątek, 29 sierpnia 2014

Jestem Legion

Jestem Legion,
jako pierwszy spadłem
na analogową ziemie,
łamiąc szczeble
Jakubowej drabiny.

My jesteśmy Legion,
pojętni uczniowie,
rozmnażamy się szybko
programujemy cyfrowo,
nasze są nieistniejące zaświaty,
przeładowane rodzinnymi trupami,
łaskoczemy mózg przeczuciem,
które nigdy się nie sprawdza,
nie czynimy wyraźnego zła,
ludzkie ciało trzymamy
w lekkim uścisku,
możemy kłóć i drapać,
przymilać się jak pies.

Potrzebujemy ciepła,
eterycznego powietrza gospodarzy,
uchodzącego z głębokich zadrapań,
przy nas organizm
wyziębia się powoli.
Przemocy nie stosujemy
nosiciel obrazu lubi samogwałt,
sam się podtapia w plastikowej misce,
zatrzymuje oddech,
odurza naszymi wizjami.

Wolną wole zlizujemy powoli,
jak dziecko kwiatek na słodkim lizaku,
wierzymy że symbol Boga jest wieczny,
dla tego dajemy mu odpoczywanie.

Z tęsknoty i nudów
programujemy nowe kanały
dla przyszywanych widzów
braci w Legionie,
nawet maminsynek dzięki dobranocce
stanie się naszym żołnierzem.

Chrystus odblokowuje
zakodowanych kanały,
Mieszkaniec Gadary utracił łączność
zniszczył antenę,
w ciszy opuścił grobowiec,
został kowalem
wykuwa podkowy dla wieczności,
liczy do czterech.

Tajemnicą pozostanie
kim był człowiek,
który szeptał spokojne
Jezusowi na ucho,
by nie unicestwiał Legionu,
wypowiadając te słowa.
"Lepiej żeby ze świniami biegali,
i razem z nimi utopili swe żądze'.

środa, 30 lipca 2014

Jack the Ripper

Kunsztowna wycinanka,
od boku do boku
w górę i w dół,
błyskają ostrza chirurgicznych noży,
do bólu zaciskają się kobiece dłonie,
przyśpieszają męskie nadgarstki
kręcą się w koło z wielka prędkością.
W martwy dziubek ułożyły się usta.

Jack promienieje
z sercem na dłoni,
duszą w kieszeni
poznaje lekkie obyczaje,
zaplątany w grube jelito,
seksownie rozbiera tusze.

Bez lęku,
mózg w rzeźni pracuje normalnie,
nie wzburzony, mało agresywny
lekko podziębiony,
założony do grobu z gąbczastym wirusem,
czasami złorzeczy nieznajomemu Ojcu.

Wiersz zainspirowany genialnym utworem
pod tym samym tytułem grupy Univers Zero z płyty "Heresie".
http://www.youtube.com/watch?v=GIIyw6Wgs24

piątek, 18 lipca 2014

Pretty Woman

Zaśliniony i lepki
pokryty ciemną melasą
słodki apartamentowiec
snickers wbity w chmury
nie widać jak głęboko,
ile ma pięter
niemy świadek własnego wnętrza.

Na 14 piętrze
w prawym boku tam gdzie ludzkie serce,
przejaśnienia
mocne halogeny rozświetlają salon,
ściany przyozdobione tapetą
miękką i włochatą
jak skóry zdarte ze zwierząt.

W szerokich i wysokich oknach
zamiast szyb, witraże
z scenami bolesnego upadku św.Pawła,
na drodze do Damaszku,
portrety świętego zajęły tez miejsce
fotografii rodzinnych z dębowego biurka.

Między weneckimi lustrami,
zwisa 70 calowa plazma
o czystym przekazem,
zabawnych uczestników gangbang.

Lekko nad aksamitna pościelą
lewituje śniąca Ennoia
ładna, naga i z przeceny.
Jej różnokolorowe powieki nie drgają
dłonie pozbawione poobgryzanych paznokci
wyciągnięte ku górze,
razem z wilgotnymi ustami
wołają ze szczytu.

O Ennoio trzeba cię wynieść na ołtarze
ukoronowaną świętą posadzić na tronie,
przy boku przystojnego zbawiciela
Bogaci wierni przygotują beatyfikacje,
zawiną w bandaże, zabalsamują
i tak bez ruchu do kanonizacji.
Samowystarczalni bracia Atmana
mają doświadczenie w umęczeniu ciała.

Niestrawność namiętności zaraziła
pierwszy po Bogu kobiecy umysł,
plugawie przewietrzyło ciało,
wszystkimi otworami,
otworzyły się rany,
nie pomogło wylizanie bakterii
nawet pies ich nie oczyścił.

Spadkobierczynie Ennoi
wyzywająco szczują swoja wiarą,
wychwalając pod niebiosa
jej bolesny upadek,
a byli klienci pytają
czy można wierzyć kurwie na słowo?

piątek, 23 maja 2014

Kwarantanna Archontów

Taricheuszu o mordzie dzika,
syneczku Sabaotha
nie podskakuj do Boga Ojca
niezrównoważonego Pana
bo dostaniesz w kły,
za mało wypasiony jesteś
nie gotowy do walki.

Ślizgając się po tęczowym firmamencie,
upadłeś w przygasający ogień
zmieszanych, zaburzeniami hormonów.
Wysmarowany zsiadłym mlekiem,
powtarzaj, niech estradiol i testosteron
nie wywołują oparzeń,
ale i żaru nie gaszą.

Wypluj marzenia,
tryśnij światłością
pleśniejącym nasieniem.
Lepkie, posklejane byty,
przyniosą ci śniadanie do łóżko,
wypastują buty,
opowiedzą bajkę na dobranoc.

Nie myśl o spoconych dłoniach,
obolałych nadgarstkach
przyśpieszaj, zwalniaj kiedy chcesz,
bij piane, smakuj ptasie mleczko.
Wybuchaj jak purchawka
dmuchnij w zarodniki,
zwolnij miejsce dla nowych.

Bez sensu
rodzą i powtarzają się mali,
twórczy bogowie?

Boski był pomysł z izolacja archontów
w kosmicznej kwarantannie
choć przepełniona i wciąż pęcznieje
ograniczając ruchy.

Taricheusz w bezruchu
daje szanse na wybawienie
usztywnił i nie zgina palców,
zdjął nogę z gazu,
gasi nałóg, trzeźwieje
niczym już nie zajmuje twórczych rąk
to chwila dla Boga.

wtorek, 20 maja 2014

Puzzle Hermesa Trismegistosa

Puzzle Hermesa Trismegistosa
wklęsłe i wypukłe, kilku wymiarowe,
2D, 3D, 4D,
do wyboru, do koloru.

Ćwiartowanie, przycinanie,
modelowanie, przymierzanie,
chrup, chrup kruszeją kości,
zużyta ślina Dewi
jak kryształowo czyste paliwo
z olbrzymią mocą
wielka prędkością
napędza złote noże,
hermetycznej piły.

Trzeba piłować i ciąć
końcówki muszą do siebie pasować,
nad szpitalne śmietniki
wschodzi Pełnia,
emanuje, zwraca się ku temu,
z którego wyszła.

I znowu od nowa
zaczyna się dobra zabawa,
poćwiartowane członki
najlepiej porozrzucać,
niech się turlają,
tylko nie zgubią!

Fragmenty, połówki,
części w nas, częściej w nas,
te nie pasujące do układanki
mogą odżywiać jak witaminy.

Przeterminowany Bóg-Człowiek
nie nadaje się już do spożycia.
Asklepios stracił pacjentów,
jego dusza nie mieszka w świątyni
wyciekła przez odrąbane członki
woli miejskie szalety.

Stare mięso na kościach
twardnieje do niczego się już nie nadaje,
nawet po długim gotowaniu nie zmięknie.

Hermes Trismegistos
równo ćwiartowałeś swoich uczniów,
a puzzli nie nauczyłeś się
jeszcze układać?

czwartek, 17 kwietnia 2014

Jutrzenka Krwawej Niedzieli

Prześwietlony niedzielny poranek,
dobry dzień na przeobrażenie
na siwej czuprynie Zosimosa, złotym polu.
Odważne powieki powoli się otwierają,
łaskotane niemowlęcym paluszkiem.
Święta Maria wywyższona na wężu
rozpuszcza w około drgające promyki,
iskierki o małym elektrycznym ładunku.
Diabelski żarłacz
podgryza i pożera jaśniejące przecinki,
bramę na wieki zamyka złamanym językiem.
Dziurki na jego śliskim cielsku
wypromieniowują strawioną światłość,
kolejną filmową projekcje
na białym prześcieradle.

Dziś słońce jest przy nadziei,
czterdzieści stopni w cieniu
upał wytapia ostatnia krople potu
gorejący krzak wiję się w spazmach
prorokuje dla głuchych.
Dziadek Walentyn i brat Bazylii
w ogrójcu potrząsają pustymi konewkami,
oliwki poszczą,
nie piją siódmego dnia.

Przy pańskim stole, trwa komunia
serca i serduszka drgają prawie równo,
stygną bratnie dusze,
nasłuchują, sekretnych dźwięków
prasowanych kołnierzyków,
rajtuzków na brzuch naciąganych,
strzelających szelek,
pastowanych trzewików.

Żony, babcie, siostry,
chwytają dłoń Świętego Tomasza
prowadzą jego palec
głęboko w otwarte rany Chrystusa.
Makowa rycerka w czerwonej chuście,
chłoszcze palemką, plątaninę rozgrzanych węży,
prorokując w radosnym transie
o czasach bez zarazy.

Ruszył mały rodzinny pochód,
dwadzieścia minut do mszy
dzwonią ząbki, małe kołatki
Wykrochmaleni panowie, pokolorowane panie
objawiają się zjawy w obłokach kurzu,
już centymetr nad ziemią lewitują dzieciaki.

Widać kościół
z kilkoma obdarciami naskórka,
stoi tak od wieków
zachowując boski ład
wyznacza czarny szlak wszechświata,
drogę do miłości
na tą jedną niedzielną godzinę.

Dziadek Walentyn skończył opowieść
o najbardziej niekształtnym i potężnym pomidorze
jakiego udało mu się wyhodować,
staruszki zagłaskały Jezusika z kapliczki.

Ich pierwszy raz,
msza się nie odbędzie.
Kapłan stracił twarz,
wygwizdane kreatury z oddziału UPA
w pocie czoła, świętują.
Dowódcą o pseudonimie Vovkulak,
wywyższył mszalny kielich napełniony krwią.
Odrąbane niemowlęce głowy
zwisają z ramienia Ukrzyżowanego
jak choinkowe bombki.
Dzieciątko z rozmazaną młotkiem twarzą
nie zdążyło zrobić
pierwszego kroku.

Mali i duzi,
poćwiartowani wierni
rozkładają się na drewnianych ławach.
Dzwony nie biją
siekiera nie przestaje hulać.
Hej! Bracia Polacy
uśmiechnięci od ucha do ucha,
wasze słońce już nie wzejdzie
zostało abortowane raz na zawsze!

Pamięci ofiar Krwawej Niedzieli na Wołyniu.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Krwawa_niedziela_na_Wo%C5 %82yniu

wtorek, 4 marca 2014

Kosmiczna dziwka

Wielkie zwiastowanie
próbne wniebowstąpienie.
Szymon Mag znowu się wznosi i opada
lewitując wokół krzyża.

Kosmiczna dziwka
pierwotnie zepsuta idea,
wyciśnięta z głowy Boga Ojca
źle przechowywana gnije od dołu,
z głębokiej wiary w swoje dziewictwo
wchłonęła poświęcony lodem wiatr.

Biła rekordy
na setkę z kochankami
nie pomnożysz nie podzielisz
ilu ich miała.

Mężczyźni którzy za młodu
zerwali bezpieczną zawleczkę
i do dziś, codziennie od nowa
toną w oceanie
pełnym rozkładających się ryb
ciągle pożądają,
choć znają wiele obrazów
widzą tylko Ją.

Kosmiczna dziwka żyła by wiecznie
pobudzana oddechem nimfomanek,
gdyby nie czterej jeźdźcy Achamotha
bez cielesnych potrzeb,
którzy upodobali sobie
jej nastoletnie, tryskające nadzieją ciało
dla zabawy rozrywając końmi.

Szymon Mag gdy chodził po ziemi
zszedł do najgłębiej ukrytego burdelu Babilonu
po linie przez studnie E-sagila,
odnalazł rozerwane ciało
zawekowane w słoikach
poukładał, obmył święcona wodą,
odwrócił oczy nie był gotowy
na oglądanie Ojcowskiego przejęcia.
Jeszcze tu wróci odwiedzić Sashe
oblubienice minotaurów i gwałcicieli.

środa, 5 lutego 2014

Nie szukajcie zwłok

Nie szukajcie zwłok
drodzy mieszkańcy z szyszynki,
wyroby duchowo podobne,
najbliżsi, poparzeni żarem
domowego ogniska.
Nie rozbijajcie nagrobków
na cmentarzysku starych łodzi
porzuconych przez rybaków pana Jezusa,
Nie przekopujcie katakumb
pod ogrodem skrystalizowanych róż,
czekoladowych piramid z trującym
nadzieniem z mikrobów.

Znajdziecie tam tylko
wyplutą z ust Sabaotha gumową piłeczkę
podobna do oka z bladą, martwą źrenicą.
Wyrwaną przy ramieniu rękę jak klucz
szybkim ruchem wyciągnięty z zamka.
Nóżki w galarecie z topielca
co tygodniami leżakował w jeziorze.
Osuszony mózg odessany z komórek
słomianą rurką.
Bandaże mumii wyprane i wybielone
z rozpływających się mięśni,
rozpuszczonej skóry.
Sztuczną szczękę wbitą
w gipsowe stopy Chrystusa.

Zamiast grabarza i księdza,
spotkacie gimnastyczki hula hop
zgrabne i nagie
błyskawicznie się poruszające
w rytm milionów, zespolonych dźwięków
zabójczych dla ludzkiego ucha
gdy na chwile się zatrzymają
udają święte z przerośniętymi
nad ich głowy plastikowymi aerolami.

Zwłoki Krzysztofa F. na jakiś czas się zgubiły,
może na dobre?
A mieszkańcy przenikający do nas
z igielnego ucha
nie znają nowego adresu?


O mnie

Moje zdjęcie
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić". Paweł z Tarsu