sobota, 22 września 2012

Podwójni

Podwójni w dwójni,
razy cztery się przenika,
zachodzą i wschodzą nad puste świątnie, nieme targowiska,
teraz trochę dłużej z pełnią troski,
grzejąc spadające główki ze szpilek,
zdmuchnięte zimowym powietrzem, wygwizdanym przez Jana Chrzciciela,
bawią się w chownego ze smokiem Bazylidesem
odliczają do 365 za lodowaty wiatr Abraxasa mrożący chaos.

Pulsują cieniutko nakłute organy po przeszczepie,
dymią kominy mikro-krematorium,
dym zatruwa pole magnetyczne
niezaszczepionych jeszcze aurycznych istot,
papier ścierny zaciera kolor na skórze.

Kończy się serial z prawdą na ekranie
o pościgach przez żyły na zasznurowanych autostradach,
zanika prąd ale światło świeci
czarno białe pasy pochłaniaja telewizyjny obraz,
pojedyńczy już się nie mnożą.



środa, 12 września 2012

Całun

Dzięki Bogu że objawiasz nam swoje odblaskowo oblicze,
jesteś taki widoczny i nieruchomy,
przy najgłośniejszej ulicy,
szybie przetartej szmatą,
niedosuszonej topoli,
wytatuowanym ramieniu.
Nasza wola ukoronuję Cię Jezu i królestwo twoje tu będzie,`
z niedokończonym kacem po uroczystej intronizacji.

Złodziej Jezusowego oblicza, zawinięty w całun,
rozbawione dziecko na dywanie,
kocha Pana, pragnie go dotknąć
przenikać mocą, prześwietlić,
odpala mistyczny rentgen,
zdjęcie świętego wnętrza wysyła do Boga.

Prawie zaduszony, zrzuca oblicze fałszywego syna,
ten stary koc ma dziury, serca nie rozgrzeje,
teraz krzyczy jeszcze głośniej,
nie szukajcie lekarstwa wyrównującego oddech,
ślepch antybiotyków, nieświadomej szarańczy,
niszczącej nam żyzne pola.

Zostajemy tu rozkwitając w małym różanym pączku,
tuląc kochaną Żone,
oczekujac w pokorze na duchowy chwyt Chrystusa
wierząc że nawet ze złamanym karkiem
zmartwychwstaniemy.


niedziela, 9 września 2012

Mediumizm Heleny B.

Wywoływany zaduch,
nadchodzi w przerwie na jasnoczucie
wdycha jałowe powietrze, wydychając morowe,
szorstkie gardło przeciera na ślisko,
tiole i aminy inhalują do samego środka.

Heleny B czuję niepokój,
usta szeroko rozchyla w literze O,
bez zbędnych słów,
uśmiech wykroiła na odciętej głowie analfabety,
mruży powieki, łapie uciekające kolana,
podrzuca piersi, tupiąc końcówkami pięt.

Wykipiało mleko, przypalony garnek
materializacja gorących zacieków,
pełznie śmietankowo-budyniowa ektoplazma,
w kartonach po trumienkach,
walają się pocięte kończyny,
górka powyrywanych paznokci,
kępka włosów,
serce przytulone do płuc.

Helena B jest gotowa,
głęboko do nosa wbita igła
odbiera wołanie o pomoc.

Torsje na szczęście, jasnowęszenie
kości strzelają coraz głośniej,
rodzi się eteryczne maleństwo
z instrukcją montażu,
na razie oklejone słodkim syropem,
szybko się rekonstruuje, wzrasta,
korzysta z narzędzi duchowego zestawu,
nacina zmarszczki, wyrwanym paznokciem
przymierza kończyny,
serce poddusza na małym ogniu,
w płuca dmucha, rozdymając,
oczy na pustej twarzy tatuuje,
wreszcie skacze przez palmy na fototapecie,
prosto w czarną dziurę,

Helena B wymyśliła sobie
że uratuje nas wszystkich
nawróconych kanibali,
przed zagotowaniem
w zupie więziennych strażników.

Trzeba uciekać do świata
bez tłoku, kolejek i korków,
gdzie zaduch wisi w powietrzu zamiast krzyża.
a radio igielne ucho,
transmituje na żywo ostatnie tchnienie
już czujecie mrowienie spod uchylonych paznokci?

Mieszkają tu nie tylko zmarli,
których dobrze pamiętacie,
w odświętnym płaszczu, czystych butach,
odnajdziecie tu samych siebie z mlecznymi wąsami.



O mnie

Moje zdjęcie
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić". Paweł z Tarsu