wtorek, 21 lutego 2012

Wariaci na śniegu

Wariaci na śniegu,
poirytowana zabawa w środku lata,
konik na biegunach, dyliżans saneczki,
karłowate śnieżynki, lalaunie naciągaczki, czapeczki z gazety,
za murem przy neogotyckim gmachu z bordowej cegły,
w oknach płatki rozbitych szkiełek, połamanych kwiatów,
rozpadających się pączków lotosu.

Zabawy doglądają
zakonnica z nocnikiem, która nigdy nie popuszcza,
psychiatra udający fryzjera

w futrze z przypalonych włosów,
naczelnik z mokrym wąsikiem,
na którego sikają złote promyki,
przetapiając kolejną, niewyraźną twarz.
Czasami dozorcy się rozpuszczają
a wolni pacjenci szaleją.

Po drugiej stronie muru,
ojcowizna, sianokosy, pies na suce,
potem wykopki i tak od rana.
U wariatów na śniegu poruszenie,
machają porzuconymi protezami,
puszczają szklane oko,
Wchodźcie przez ciasną bramę mówią,
po uniżonym gościu,
depcząc go będziescie wywyższeni.




piątek, 17 lutego 2012

W małżeństwie

W małżeństwie ciągle od nowa,
Miłość, pokój, wierność,
nawet uwodzeni silnym drżeniem,
po trzęsieniu ziemi napominają.
Tak wibracje poznają ciszę
a ciała małżonków rozgrzany koc na łące,
nasłuchują gwaru z mikrootchłani,
szukają zagubionego słowa, spoiwa.
Czasami krajobraz się krystalizuje,
wtedy usłyszą tylko siebie,
wszystko widzące,
tajne stowarzyszenie owadów, robaków i roślin klaszcze,
podziękują ukłonem.

Statek kończy rejs i znowu odpływa do ojczystego portu,
kiedyś zdążą tam na czas,
ratując wiecznych marynarzy przed pęknieciem wątroby,

ladacznice z tawerny zaczną ich kochać,
a siny frachtowiec jeszcze raz odpynie w dal.
Małżonkowie widzieli go ze skruszonego klifu,
który jęczał błagając o litość,
pożerające fale, kęs za kęsem, bez litości.
Zostali tam na chwilę,
wieczorem kieszeń oceanu zaprosiła,
przejrzałe kolorami słońce,
a litość boska częstowała jego ofiarą
ze słonego tabernakulum.

Nietrzeźwy strach i monidła,
wiją się, przyklejają do ciała
widelcem kłują skóre,
ta akupunktura uczy wcieleń,
i upuszcza ducha.
Uświęcone małżeństwo dla nowego państwa
jest niewidoczne pośrodku starej, nieruchomej widokówki,
czekają tam narazie,
ucząc kochać się jak najmocniej,
w przytuleniu na krańcu spróchniałej skarpy,
by mocarze powoli rozluźniali zaklęty uścisk.
Spacerując, szukają zaginionego słowa,

spoiwa.

Dla ukochanej żony Moniki


środa, 8 lutego 2012

Biały obrus

Chrystus od boga nienawiści,
zakatrupiony mały heretyk,
głaskanego przez babcię,
w codziennym rytuale, zmieniającej opatrunek
cierpiącą, cierpliwie jak święta,
nic nie pomaga.

Dojrzewa heretyk,
słucha i patrzy
tuż przed stłuczeniem skorupki,
szarpiąc jajecznice z najtwardszych jaj,
kury płaczą.

Na weselu biały obrus nakryto,
wylane wino, pokruszony chleb,
Chrystus podniósł wskazujący palec ku niebu,
zastygł z nieruchomymi ustami,
ale co mówił wszyscy słyszeli.

Zatruliśmy moi goście, rozmnożony pokarm,
kradnąc, plując, rzucając go pod nogi, depcząc,
nie dzieląc się nawet z psem.

Czas wszystko oddać, wyrzucić z mocą,
obmyć się,
niech to już nigdy wasze nie będzie.

Wznieśmy toast za młodych,
ból głowy zanika,
nagości się powstydzicie,
przenikam głębiej niż ciało,
unoszę nad kamienie pod, którymi nigdy nie leżałem,
jestem tu z wami na ratunek,
czasem wulgarny i przejrzały.

Stare jabłonie nabieraja rumieńców,
zagrzane robaki wychodzą przez okna.
Nauczcie się czytać, pisać i żyć
podam wam dłoń, rozruszam i kochać będe,
jak wy siebie nawzajem, przy Ojcowskim prawym boku.

O mnie

Moje zdjęcie
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić". Paweł z Tarsu