środa, 28 grudnia 2011

Wolna wola umarła

Rewolucja ducha,
Chrystus zmartwychwstały ,
wolna, wola umarła,
cała jest w Ojcu.

Smok, trąba, pieczęć, grzmot, gwiazda, lew,
wyliczanki dzieciaków apokalipsy
tuż przed końcem świata.

Nadzieja w Janie Chrzcicielu
który wie, gdzie i kiedy
światłość swieci w ciemności,
choć stracił głowe, teraz to święty organizm.

Umierajmy jak głupcy,
pośród słów Syna Bożego,
na pustyni,
rozgrzanym piasku,
z opaloną skórą.

Bez wiedzy, wtajemniczeń,
w oddechu życia,
uścisku Syna,
objęciach Ducha,
miłości Boga Ojca,
w ciszy i bez rewolucji.


Robun

Wypieczony w naleśnikach z dżemem - Robun.
Wypłynąłem z tych krwawo-gęstych korytarzy, pachnąc świeżym ciastem,
smażonym do przytomności.

Powoli się budziłem.
W kuchence, olejowe kaptury wystrzeliwały chorał o narodzinach.
Stworzyciel przypalał mi naskórek,
miałem już ciało.
obdarzono mnie duszą z lepkiej truskawkowej krwi,
i tak doprawionego połknął Jaldabaoth.

Poczułem bunt, zagrożony ciasnotą żołądka,  strawionymi sąsiadami.
wzrastam jako ochłap,
stoje w gardle,
szpieguje archontów w smażalni,
a wielu ich na gastronomicznej pleromie.

Jestem Robunem.
Nie połykam niedosmażonego, a podgryzam.


poniedziałek, 26 grudnia 2011

Pani w grubych szkłach

Pani w grubych szkłach.
Jej dzieci w grubych szkłach, szkody boskie.

Liczę niemowlaki po urodzinach by nie znikały.
Szukam nor domowników,
kąpie się przerdzewiałej misce.
Kwiatów na ścianie nie odnawiam, bo nie pachną,
może na początku, pracą.

Świerszcze za oknem to muzycy drobnych dzwięków
nauczyliśmy ich nas naśladować,
a one wyrosły, to przestaliśmy karmić

Może będzie normalnie jeszcze raz.
Ja i dzieci wydzimy podwójnie, to trudne.
Mieszkamy wysoko więc szybko nas udusi.
Muszę znaleźć ten otwór, węglem go zasypać.
Spalę mu oko niech nie podgląda.

Dramat małomiasteczkowy

Na ławce grają dramat małomiasteczkowy,
zagwiadali na motyle i pszczoły,
o więcej owoców prosili.

Deszczyk skropił małe wodospady polne,
dzieci znalazły dom na chwile,
póki nie zjedzą chleba.

Melancholik z małą szubienicą na drzwiach,
został z nami, śpiewa.

Panna z okienka tak małego jak głowa
przez cały rok żywi się lukrowanymi ciastkam,
chcę być zimą dla chłopców.

Będzie cicho ten dzień ta godzina,
kobiety zepną włosy, mężczyzni je odsłonią,
oglądamy to póki żyjemy.
Ja jestem chory psychicznie, braterstwo mnie nie usłyszy.
To plotka!

Fałszywa Gnoza

Płyń na krzyżu, krzyczy Maria.
Ave Maryja kusicielko żydowskich archontów.
Przy komunii grzeszni chłopcy w za małych garniturach.

Odgryzione głowy,
ciało napełnione winem,
martwi rybacy,
uduszone ryby.

Słowa z apokryfów, oto Chrystus na niedzielę.
Kalekie dusze wyniesione na ołtarze,
orgie białych, papieskich kapeluszy,
karnawałowe zakonnice za plecami,
przejrzałe czarne lolity.

Ta msza okrutnych ceremoni trwa już za długo.
Nieświęty człowiek pragnie nowego eonu,
ćwiartowania atomowego opłatka.


.

Gość z ucha

W uchu trzeszczy gość.
Wali w bębenek ogłuszając sumienie.
Jego nasienie jest żółte i twarde,
zalepia dzwięki,
długo nie myte przykleja się na wieczność.

Często atakuje gardło,
Po długim krzyku tracimy głos,
bełkocząc jak zardzewiała maszyna.

A braku słów nie akceptują słuchacze.
Wtedy głowe napełnia nie przęłknięta ślina,
pływa w niej gość,
uderzając w skronie zabija.

Słyszysz bębnienie, trzeszczenie, brzęczenie.
To pierwsze objawy.
Niech nie zmyli cię urodzony przez ucho Jezus.
Ani pszczoły budujące ul.
Tak twoje uszy domagają się czystości.

Noc smutnych dewiacji

Noc smutnych dewiacji popijanych absyntem.
Wampirze skłonności do odsysania krwi z malin.
Sex oralny przez skórzane majtki,
chłostane delikatne plecy.

Jęki przez wybite zęby,
krzyż bestii jak miecz w pochwie.
Lolity, dominy, sztywniejące języki.

Pijani poeci w odchodach gospodyń.
Apostołowie pedofili, guru w orgi, buntu i rewolucji.
W ankietach matce wszystko jedno, który otwór to oko.

To dla ciebie!
Zakazili krew z świętego graala,
chmury przynoszą zarazę,
niebawem pochwalisz się swoją plastikową trumną.
A wy przyjaciele wierzycie jeszcze w Nous i Ennoie,
zmartwychwstałych , zjednoczonych, zakochanych?.

czwartek, 22 grudnia 2011

Topielec

Topielec od Jana Chrzciciela przy sam już końcu,
w wykrochmalonej pościeli zostawił niedomytego ducha,
wskoczył do podgrzanej chrzcielnicy,
zanurzył w słodkiej wodzie,
ciało kruszeje, mięso odchodzi od kości,
duszone w bukiecie ziół i migdałach.

Jego nos nie oddycha, oczy przymknięte małe szparki,
na języku słony opłatek,
z hostią połknął świat,
dusza się odkleja,
roztopiony jak masło na patelni, skwierczy grzech.

Smacznie przyrządzony
z rozgrzanej chrzcielnicy do oceanu wpadł.

Mikro makro

Pielgrzym z czarnych dziur,
makro, mikro
mikro, makro
s.o.s

Pielgrzym z czarnych dziur,
pragnie wrócic do żony,
cząstka po cząsteczce się zebrać,
dla całości w jedności.

Makro mikro
mikro makro
s.o.s

Firma-ment
ujrzeli jak mikro, cząstka po cząsteczce rozpłnęła się w makro
taki sos maggi,
magia w zupie,
Boskie oko w rosole

makro, mikro
mikro, makro
s.o.s

wtorek, 20 grudnia 2011

Na Mazowszu słychać dzwon

Na Mazowszu słychać dzwon,
przywołuje,
dudni oddech,
w płucach wstrząs,
duchowe duchoty,
serce bije mocniej,
woda z krętych rzek, oplata jak warkocz,
ożywiając z dziewiczych dłoni, polnych demonów.

Drewniany Judasz błąka się po nocnym lesie,
podgrzane świetliki wpadają do chałupy
gdzie jeszcze piecze się chleb,
dla gościa bez odkupienia.

Cycate mamony kradną niemowlęta z ukwieconych kołysek,
pragną wiecznie dokarmiać, zatrutym mlekiem,
Świątek frasobliwy ratuje dzieciny,
z rozdroża wszędzie ma blisko.

Pokutne dusze zapraszają do fałszywych kaplic,
gdzie zapłoną ci ręce i głowa,
a na krzyżu nigdy nie zawiśniesz.

Skrzypce pieją,
wiatrak się rozkręca,

Wyschniętą z błota drogą zbliża się procesja,
nadzieja w białe koronki,
przytulona kostucha,
rozwiane na wietrze włosy Matki Boskiej, odziedziczone po babci,
na końcu zapach kadzidła.

Do okoła obsadzone pola,
nakarmimy ziemię i siebie nawzajem.
Na Mazowszu słychać dzwon.

niedziela, 18 grudnia 2011

Krajobraz z piecem krematoryjnym

Stwór muchy brzęczał.
Tłusta furtka do ogrodu jęczała.

Z ogrodnika w ekstazie płynęła woda na owoce.
Dużo jeży turlało się kłując lampeczkii, oczy w ziemi.

W rzece obok stał strach z olbrzymią brodą, kąpiącą się na powierzchni,
zamiast roślinek, parasoli słonecznych.

W starym rowie mieszkał suchy żołnierz z zabytkowym kamieniem,
krety szkodniki usypały mu kurhan.

Na środku między ogrodem, rzeką i rowem stał piec krematoryjny.
Ognik się w nim rozpalał,
by zapłonąć od wybłaganej iskry.

Kim jsteśmy?
Muchami, kretemi a może strachami?
Są więksi!
Tak łatwo nas zdeptać .
Więc do was większych ta prośba
Patrzcie pod nogi i na mniejsze stworzenia.

czwartek, 15 grudnia 2011

Corpus Perfectum

Kosmos Chrystusa,
ciało doskonałe,
po wieki oczyszczone, zmartwychwstałe,
w grobowcach robaki czekają z wypiekami, zadziwione.

Z piekielnego pyłu, gwiezdnego odpływu,
wyłania się kosmiczny żarłacz,
z miską budyniu, zgniłą mgławicą.

Na krańcu promieni, niedaleko pierścieni saturna,
na samym końcu plaży
staremu małżeństwu, przypływ oddciął ścieżkę do domu,
czekają cierpliwie spacerując po zodiakalnym morzu,
każda kolejna fala to ich nastepny krok,
bezdomni ale dumni.

Kosmiczny żarłacz w płaszczu z naleśnika,
nieco się podpiekł,
z wzdętym brzuchem,
upija się bimbrem wyciśniętym z czarnych dziur.

Piekielny pył z rozbitych, nerkowych kamieni opada,
gwiezdni rybacy w trzewiach żarłacza,
trzeźwieją po grzesznej inchalacji.

A małżeństwo starców coraz młodsze,
odpoczywa na plaży z planetarnych resztek,
najstarszy osiołek szepczą im o pieczęci z kopytka.
Wieczorem przy brzegu wąż u komuni,
odpływa rozmazany cyrograf.

Zakochani starcy wsród gorejących krzaków,
zatopieni w modlitwie,
łamią się wszechświatem,
przemienieni w drodze do królestwa nie z tego świata.

Niech to co podzielone,
kawałek po kawałku się spaja,
tak właśnie w ciele Chrystusa,
który wybawia Pełnią.

Wołyń woła (Wianuszki)

Na martwym i suchym drzewku,
wiszą przybite dzieciątka,
dziurawe serduszka,
buźki otwarte,
oczka przymknięte,
włoski na czole zaczesane,
przybrudzone koszulki.
Dookoła dzieci biega płaczący Jezusik,
jeszcze nie zdążyli go przybić do drzewa.

Smród zdzieranych skór,
odgryzione języki,
łamiące się zęby.
Kule, siekiery, widły, kosy, piły, noże.
Wścieklizna! Dzikie wojsko się budzi
nie znają ich ludzie, ani zwierzęta.
Opętańczy mord,
zabawa w zarazę,
mózgi krwawiące, przez nos wyciągane,
skalpy lizane,
ciała gniecione, ćwiartowane,
rozmów nie słychać,
tylko chaos taki że uszu nie przytkasz.
W dzikiej sfory uścisku,
śmierć się swoim, przerażeniem przeżegna.
Bracia i siostry Wołyń woła!
Sfora nie śpi, czyha,
jęzor zagryza, liże kły po mięsie
narzędzia z krwi oczyszcza.
Jezus zrzucił aureole na nasze szczęście.

Na martwym i suchym drzewku,
wiszą przybite dzieciątka,
dziurawe serduszka,
buźki otwarte,
oczka przymknięte,
włoski na czole zaczesane,
przybrudzone koszulki.

Pamięci ofiar mordów na Wołyniu

środa, 14 grudnia 2011

Wykonało się!

Gwóźdź do gwoździa
cierń do ciernia na splątanych włosach
szpilka koło szpilki w dziurawym zębie,
sól na pieniącej się ranie.
Splunąć, walnąć z pięści, kłaniamy się nisko.
Zardzewiała krew wycieka przez otwór w rynnie,
ocet z nóżek sączy się na gąbke.

Trzy krzyże, jeszcze nie wszystkie zajęte,
zabawy robaków na gnijącym oczodole,
szminka transwestyty na ucałownym policzku,
mrówki z wnętrza odciętego ucha
tupią po bębenku.

Nareszcie!
Jest uchwała,
jaka ulga, można zabić!
Nagi arcykapłan depcze rozerwane szaty,
zerwane jarmułki, obcięte pejsy,
rozbite nocniki,
radość wolnych ludzi.

Triumf złego?
Znowu sam spada ze szczytu
na lewo od raju.
Jeszcze tylko niebo o szóstej,
przykryte czarnym kocem.
Iszkarja! Pęka balonik.

Pragnę!
Przyprawiona gąbka wypada z ust.
I koniec,
Wykonało się!

O mnie

Moje zdjęcie
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić". Paweł z Tarsu