czwartek, 17 kwietnia 2014

Jutrzenka Krwawej Niedzieli

Prześwietlony niedzielny poranek,
dobry dzień na przeobrażenie
na siwej czuprynie Zosimosa, złotym polu.
Odważne powieki powoli się otwierają,
łaskotane niemowlęcym paluszkiem.
Święta Maria wywyższona na wężu
rozpuszcza w około drgające promyki,
iskierki o małym elektrycznym ładunku.
Diabelski żarłacz
podgryza i pożera jaśniejące przecinki,
bramę na wieki zamyka złamanym językiem.
Dziurki na jego śliskim cielsku
wypromieniowują strawioną światłość,
kolejną filmową projekcje
na białym prześcieradle.

Dziś słońce jest przy nadziei,
czterdzieści stopni w cieniu
upał wytapia ostatnia krople potu
gorejący krzak wiję się w spazmach
prorokuje dla głuchych.
Dziadek Walentyn i brat Bazylii
w ogrójcu potrząsają pustymi konewkami,
oliwki poszczą,
nie piją siódmego dnia.

Przy pańskim stole, trwa komunia
serca i serduszka drgają prawie równo,
stygną bratnie dusze,
nasłuchują, sekretnych dźwięków
prasowanych kołnierzyków,
rajtuzków na brzuch naciąganych,
strzelających szelek,
pastowanych trzewików.

Żony, babcie, siostry,
chwytają dłoń Świętego Tomasza
prowadzą jego palec
głęboko w otwarte rany Chrystusa.
Makowa rycerka w czerwonej chuście,
chłoszcze palemką, plątaninę rozgrzanych węży,
prorokując w radosnym transie
o czasach bez zarazy.

Ruszył mały rodzinny pochód,
dwadzieścia minut do mszy
dzwonią ząbki, małe kołatki
Wykrochmaleni panowie, pokolorowane panie
objawiają się zjawy w obłokach kurzu,
już centymetr nad ziemią lewitują dzieciaki.

Widać kościół
z kilkoma obdarciami naskórka,
stoi tak od wieków
zachowując boski ład
wyznacza czarny szlak wszechświata,
drogę do miłości
na tą jedną niedzielną godzinę.

Dziadek Walentyn skończył opowieść
o najbardziej niekształtnym i potężnym pomidorze
jakiego udało mu się wyhodować,
staruszki zagłaskały Jezusika z kapliczki.

Ich pierwszy raz,
msza się nie odbędzie.
Kapłan stracił twarz,
wygwizdane kreatury z oddziału UPA
w pocie czoła, świętują.
Dowódcą o pseudonimie Vovkulak,
wywyższył mszalny kielich napełniony krwią.
Odrąbane niemowlęce głowy
zwisają z ramienia Ukrzyżowanego
jak choinkowe bombki.
Dzieciątko z rozmazaną młotkiem twarzą
nie zdążyło zrobić
pierwszego kroku.

Mali i duzi,
poćwiartowani wierni
rozkładają się na drewnianych ławach.
Dzwony nie biją
siekiera nie przestaje hulać.
Hej! Bracia Polacy
uśmiechnięci od ucha do ucha,
wasze słońce już nie wzejdzie
zostało abortowane raz na zawsze!

Pamięci ofiar Krwawej Niedzieli na Wołyniu.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Krwawa_niedziela_na_Wo%C5 %82yniu

O mnie

Moje zdjęcie
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić". Paweł z Tarsu