Eony temu Bóg, który był dzieckiem,
bawił się zarzucając na siebie ciemny koc w kratę
w karnawałowym pokoju babci,
pełnym serpentyn i kolorowych lampeczek,
rano gdy piec był jeszcze zimny,
kreował świat w czarnej otchłani,
gwiezdny firmament opirał na głowie,
z świetlistych szpar wydmuchiwał zimne powietrze, kleił nowe życie,
jednym mrugnięciem powieki spajał wszechświaty.
piec się nagrzewał,
babcia pytała, czy ma czym oddychać,
z tej troski w głosie i ciepła ognia,
narodziło się słońce, które utuliło nasionko dla nowonarodzonych.
Dzieciątko Bóg zgłodniało, poszło na śniadanie,
świat pod kocem został sam,
tuczył się w koło,
rozmanażając powtarzał,
pierwotnie pulsował,
sztucznie rósł na drożdżach pożyczonej wyobraźni.
Rozrósł się tak że popękały ściany babcinego pokoju,
w entropi zanikł cały, stary dom.
Dzieciątko Bóg wróciło, przeobrażając się w Ojca.
Na ratunek wykreowanym dzieciom,
wysłał tam jedynego syna,
z dobrą nowiną, wracajcie do Stwórcy,
bo na ten świat spod ciemnego koca nie ma już miejsca.
Przywitam was, przez nos, uszy, oczy i serce,
a mieszkać będziecie po środku mojej głowy.
Dla babci Danusi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.