Stosunek po transfiguracji jest niemożliwy,
lekkość bytu na to nie pozwala
unosząc jak piórko na wietrze wiotczejące ciało,
Nie pomoże pocieranie skostniałymi kończynami,
uśpionego nie pobudzisz.
Nic nie wskórają zlekceważone zmysły,
lepkie i mięciutkie jak cukrowa wata.
Wiecznie sztywnego, wyobraźnią nie wskrzesisz,
gnije w grobie błogiego "ja".
Wiszą suche jęzory,
błyszczą zmanierowane ekstazą twarze,
białko przykrywa źrenice ,
nieruchomi w przysiadzie albo na baczność,
druhny, druhowie,
bracia i siostry,
zmarszczena duchowo sekta,
mantrujący ja jestem bogiem, ty jesteś bogiem.
A co kiedy przypili ostatkiem sił mistycznych,
w nieruchomym ciele,
jak zejść z ostatniego piętra
gdzie uczą o miłości, która kocha się z miłością.
Czy jest nadzieja?
Może spaść z firmamentu,
pilnując by nieznajomy już nigdy więcej,
nie posklejał i napełnił, naszego rozbitego naczynia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.