Okolice Fox Chase,
pościg zastraszonych żelkami kamieni
na ścieżce sadystycznej macochy.
Rozgrzane lisie nory
z widokiem na liściaste ogniska.
Akcja znicz,
wyjątkowym pogrzeb
pękają wysuszone spojówki.
Poranny dym feromonów
seksownie wykorzystuje mgłę,
udusił się dzwon małej katedry.
Przykryty krzakami popiołu
leżakuje karton po kołysce
odzysk makulatury,
prowizoryczna trumienka
zabalsamowanej mumii chłopczyka,
ostrzyżonej przez zero.
Małe szparki poszklanych kuleczkach
wpatrzone w punkt
nie boją się.
Drugi tata, dobry oficer
prawie przywraca chłopcu życia.
Ubiora w białą koszulkę,
spodnie na szelkach,
ta lalka w rękach lekarza,
już nigdy nie zapadnie się pod ziemię.
"M" szczęśliwa od popędów bestii
znad komina,
wciska na czyste ciałko
przepocony karnawałowy kostium,
podgrzewa mleko na płatkach
głaszczę po spadających z głowy
kłaczkach.
Szkoda że w piwnicy
nie mieszkają ziemniaki i węgiel
Chłopiec źle się czuje
w za długich włosach.
Macocha wymierza odciski czerwonych pasów,
z otwartej przekleja twarz.
Nerwy puszczają przyszywanej krawcowej,
mocno ściska nożyczki do paznokci,
szuka pustego kartonu po kołysce.
Wiersz zainspirowany - https://en.wikipedia.org/wiki/Boy_in_the_Box_(Philadel phia)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.