Jan Chrzciciel zrzucił pas
z wielbłądziej sierści.
Żyjemy w brutalnych czasach
przemocy optymizmu,
Nienaruszalny Sędzia
żywych i umarłych,
nerwowo przeczesuje policzone włosy.
List gończy wysłany,
zaginął uśmiech w kącikach ust,
nie ma nawet chwili poprawionego humoru,
"ten się śmieje, kto się śmieje ostatni".
Za oknem naszych domów
pękają wypasione brzuchy,
głowy otworzyły się na migrenę,
gnije dłoń całowana w pierścień,
mocne perfumy inhalują drogi oddechowe.
Bawimy się w chowanego
z Najwyższym Sądem,
moja wina, moja wielka wina to za mało,
z przeczuciem najcięższego wyroku
czekamy na spóźnionego adwokata,
kat z przerażenia zakrywa oczy,
nie opowiada sucharów.
Bracia i siostry dziś
przyjdzie, ponownie się narodzić,
jak każdy z nas
zmyje swój grzech.
Chrzczę wodą, opadam z sił,
tracę głowę.
On żyje za mnie,
kroczy przede mną.
Esseńczycy, bracia i siostry,
Boski Syn oczyścił rdzę,
choć w złocie odbija się światło
to jeszcze za szybko
wypalają się aureole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.