W barze u smoka,
obdarty karciany łeb,
wypluta perła,
wygłodniały marnotrawny syn,
setke i zrazy,
objawienia u padlinożercy.
Płynie Barbelo w czółnie na dwa końce,
wypatroszony chleb składa w ofierze
do ostatniego okruszka,
mokre włosy wiesza na wierzbie,
suszy makaron z rosołu.
Na przesolonym licu pękają ziarenka
z tęsknoty za głodnym synem.
Kiedyś dla czci wytarzana w kredzie,
rozpisała tablicę na plus dziesięć.
Płynie korytarzami, kanałami, żyłami,
wypływa w kraterze,
błoną w oku widzi radioaktywne fale,
rozpoznaje fałszywe promienie,
wygrywa przy kręgosłupie z wężami w dwa ognie.
Poznała szlak od czubka głowy po mały palec u stopy.
Zagłodzony syn nie pożąda.
Tak mierzy bez gwałtów,
ku wybawieniu,
ku Sofi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.