Przypadkowy sex,
dogrzewanie przyjemności,
oddech z rozwartych ust
wydaję dzwięk nie dla ucha.
Plazma zmaterializowana,
naelektryzowane nasienie wibruję.
Dotykanie, klaskanie,
miękko, wilgotno, sztywnieję,
całowanie, lizanie, ślinienie,
chwytanie kącikami warg,
pojękiwanie w krzyk,
mocniej, dłużej,
nad, pod, bokiem,
głęboko i przy wejściu,
śliskie ciała zjeżdżają po sobie,
już ostatni jęk, wybuch, rozerwanie,
skrót do śmierci, żerowanie,
i tak przypadkowo na chwilę,
jest dobrze.
Chwila i rozwija się
kolczasty drut podłączony do prądu,
nikt jeszcze nie pracuje.
szkielety wiszą na sznurku zamiast prania,
szeleszczą trupie worki, karnawałowe kostiumy,
niedożywione byty oczekują manny,
przebudzone w czarnych i lepkich od wilgoci celach,
stawiły się na apel.
snajper z wieży ma nadzieje że któregoś zastrzeli.
Myślokształty spulchnione
przez lepkie drożdze
rosną coraz większę,
pękają im kokony,
wyrastają kolorowe skrzydła jak u motyli,
za chwilę odlecą za bramę, kreowanej wyobraźni,
bez kształtów dla oka,
kolejny raz przemienione w hotelowe pluskwy,
zabrały się do pracy nad epidemią,
odwieczną zarazą bez miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.