Kochanek spod psiej budy,
ranny i nieruchomy po zimnej nocy w kałuży krwi.
Kundel, któremu ukradł z miski kolację,
teraz go wiecznie podgryza.
Obok stoi młyn wybudowany z polnych kamieni,
z odciskami niewypieczonych dusz,
pachnie tu świeżym chlebem, jeszcze nie hostią.
Od samego początku, kochanek głodny był żony młynarza,
prawie nagiej, przysypanej tylko mąką,
pragnął jej ponad wszystko.
Gdy spała podkradł się do przykrytej workiem,
zaczął dotykać, zlizywać przyprawy,
ugniatał, tarmosił, pieścił ziarenko po ziarenku
aż wreszcie wybuchł w zakwasie,
trując najświętszy z pokarmów.
Boski okruszek spłynął krwią do żył,
napełnił ciała spod tabernakulum, ożywił.
Już odżywieni ciałem,
opowiadali że nigdy nie słyszeli
o młynie, młynarzu i jego żonie
za to znaja legendę
o świetlistych widmach
krwawiącego głupka i ścigającego go kundla
biegają w nocy polami,
koło kościoła po drodze krzyżowej
a wtedy w powietrzu unosi się zapach
uświęconej hostii przed ofiarą
i świeżego chleba na zakwasie.
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Chłopiec bez rąk
Jego matka,
podobno spała z samym diabłem,
pod monidłem męża,
przy błysku fleszy,
roztańczonych zawodniczek hula hop,
obok baletu wodnego w gumowych czepkach
w tryskającym szampanie,
złotym deszczu,
nagie bulimiczki sypały skórki od chleba
kołyska od Stalina czekała.
Demon zapłodnił i znikł?
Urodził się chłopak bez rąk,
w szpitalu matkę częstowano
herbatą i ciastkiem,
nie tylko płakała.
Dziecko wyrosło,
na przyjaciela dobrego humoru
z mocą uzdrawiania,
kalekim heretykiem nigdy nie będzie.
Czasami czoło musi podrapać w rękaw mamy,
a ból to łobuz i jego złośliwy koleżka.
Na pustynię zaprośli go Trzej Królowie,
pokazać ogrom diabelskiej otchłani,
przyznał że diabła dobrze zna jak każdy
ale jego Ojciec mieszka zupełnie gdzie indziej.
podobno spała z samym diabłem,
pod monidłem męża,
przy błysku fleszy,
roztańczonych zawodniczek hula hop,
obok baletu wodnego w gumowych czepkach
w tryskającym szampanie,
złotym deszczu,
nagie bulimiczki sypały skórki od chleba
kołyska od Stalina czekała.
Demon zapłodnił i znikł?
Urodził się chłopak bez rąk,
w szpitalu matkę częstowano
herbatą i ciastkiem,
nie tylko płakała.
Dziecko wyrosło,
na przyjaciela dobrego humoru
z mocą uzdrawiania,
kalekim heretykiem nigdy nie będzie.
Czasami czoło musi podrapać w rękaw mamy,
a ból to łobuz i jego złośliwy koleżka.
Na pustynię zaprośli go Trzej Królowie,
pokazać ogrom diabelskiej otchłani,
przyznał że diabła dobrze zna jak każdy
ale jego Ojciec mieszka zupełnie gdzie indziej.
niedziela, 1 stycznia 2012
Świat spod ciemnego koca
Eony temu Bóg, który był dzieckiem,
bawił się zarzucając na siebie ciemny koc w kratę
w karnawałowym pokoju babci,
pełnym serpentyn i kolorowych lampeczek,
rano gdy piec był jeszcze zimny,
kreował świat w czarnej otchłani,
gwiezdny firmament opirał na głowie,
z świetlistych szpar wydmuchiwał zimne powietrze, kleił nowe życie,
jednym mrugnięciem powieki spajał wszechświaty.
piec się nagrzewał,
babcia pytała, czy ma czym oddychać,
z tej troski w głosie i ciepła ognia,
narodziło się słońce, które utuliło nasionko dla nowonarodzonych.
Dzieciątko Bóg zgłodniało, poszło na śniadanie,
świat pod kocem został sam,
tuczył się w koło,
rozmanażając powtarzał,
pierwotnie pulsował,
sztucznie rósł na drożdżach pożyczonej wyobraźni.
Rozrósł się tak że popękały ściany babcinego pokoju,
w entropi zanikł cały, stary dom.
Dzieciątko Bóg wróciło, przeobrażając się w Ojca.
Na ratunek wykreowanym dzieciom,
wysłał tam jedynego syna,
z dobrą nowiną, wracajcie do Stwórcy,
bo na ten świat spod ciemnego koca nie ma już miejsca.
Przywitam was, przez nos, uszy, oczy i serce,
a mieszkać będziecie po środku mojej głowy.
Dla babci Danusi
bawił się zarzucając na siebie ciemny koc w kratę
w karnawałowym pokoju babci,
pełnym serpentyn i kolorowych lampeczek,
rano gdy piec był jeszcze zimny,
kreował świat w czarnej otchłani,
gwiezdny firmament opirał na głowie,
z świetlistych szpar wydmuchiwał zimne powietrze, kleił nowe życie,
jednym mrugnięciem powieki spajał wszechświaty.
piec się nagrzewał,
babcia pytała, czy ma czym oddychać,
z tej troski w głosie i ciepła ognia,
narodziło się słońce, które utuliło nasionko dla nowonarodzonych.
Dzieciątko Bóg zgłodniało, poszło na śniadanie,
świat pod kocem został sam,
tuczył się w koło,
rozmanażając powtarzał,
pierwotnie pulsował,
sztucznie rósł na drożdżach pożyczonej wyobraźni.
Rozrósł się tak że popękały ściany babcinego pokoju,
w entropi zanikł cały, stary dom.
Dzieciątko Bóg wróciło, przeobrażając się w Ojca.
Na ratunek wykreowanym dzieciom,
wysłał tam jedynego syna,
z dobrą nowiną, wracajcie do Stwórcy,
bo na ten świat spod ciemnego koca nie ma już miejsca.
Przywitam was, przez nos, uszy, oczy i serce,
a mieszkać będziecie po środku mojej głowy.
Dla babci Danusi
Subskrybuj:
Posty (Atom)