Spokojny, przy nerwowych otrzęsinach,
za przecinkiem, kropką i bez złego zakończenia,
leży światłością opalony Logos na spulchnionej myśli,
mały niestrawiony fragment z końca języka?
Odkrztuszenie, chrypa, kaszel zalany mocnym syropem,
szarpanie zębami wklęsłych policzków,
poklepywanie po plecach,
zbieranie w siłę śliny,
plucie na ściane, dzikie charczenie,
nie pomoże, jest za późno.
Kamień spadł z serca
wybałuszone oczy po wysiłku,
odchylona w tył głowa na sztywnej szyi,
łatwiej połykane pastylki,
język zwinięty w rulon,
kręty przełyk wyślizgany,
rozpędzony bobsleista, dociera do celu.
Rozpuszczony Logos wróg w porze dobranocki,
rozpoznany, przemieni trucizny.
Zakochany w wykopanym z grobu Ojcowskim słowie,
wyszeptanym na ucho wskrzeszonych dzieci z pusta tarczą,
bez symboli na szkolnym fartuszku,
podpalaczy trujących plonów, uciekinierów z dożynek,
po nie udanym obywatelski zatrzymaniu, nowej milicji,
zwerbowanej z pań przedszkolanek i wzorowych uczniów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.