Pustostany kosmiczne,
pleroma pozornie rozświetlonych falowców z wielkiej płyty
równiutkie prostokąty,
piękne geometryczne figury niedocenianego wszechświata,
nocą świecą mocniej od gwiazd.
Wszystko co trafia do ich z zsypów
pochłaniane jest i przetwarzane w braki wyobrażeń,
to co dodatnie przenika ujemne, z chaosem jąkając się znika.
Wyjątki zamykane w koncentracyjnych obozach
rozpoznaje się tu jako śnieżenie na kineskopie archaicznego telewizora,
zakłócenia szybko odparowują jak woda.
Obserwowane przez okno,
lewitujące w zawekowanej otchłani
mumie astronautów na zawsze pozbawione grobowców,
dedykowane są naszemu rozkładowi na gnicie,
ten nie trwa długo,
pamięć o nim zachowuje się dla naszego komfortu
i układa z rozpaczą.
Dusza, Duch i jego tchnienie rozpasały się w wyobraźni
zagarniają przestrzeń, ciągle tyją.
Gdy tylko trafią do pustostanów kosmicznych
będą jak zmielone i zgniecione w jedną pulpę pneuma i ciało
którym już wszystko jedno.
To ich nowy dom na krócej niż mgnienie oślepionego oka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.