Inwazja
siedmiuset dwudziestu jeden,
każdego dnia nawet w święta.
Megaewolucja,
twardy orzech do zgryzienia
zmiękł wypluty miś,
wyciekło słodkiego nadzienia,
skończyło się dzieciństwo trenera.
Śledzenie, obserwacja, inwigilacja,
bez sensu, nie zamykaj do domu drzwi.
Z niedomkniętym okiem w czasie snu,
usuniętą powieką w słoneczny dzień,
masz większe szanse,
zobaczysz,
na tureckim dywanie, placu zabaw,
pijackim parku, umytej szybie objawień,
błyskają ogniem, kroczą za nami.
Pikachu trzyma w napięciu,
bestia wibruje w kieszeni,
czarny gangster sztywnieje w krochmalu,
pojawia się więcej mokrych plam na betonie.
Bez żartów, złap je wszystkie,
zawsze byliśmy do siebie
potwornie podobni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.