Po wieczornych zabawach
w mnożenia nieboszczyków,
przed snem
babci Danusi i dziadka Stefana,
konserwowało się okno modlitwy,
wyznaczając złote granice,
mniejsze niż te w ramach
z łuszczącymi się zmarszczkami.
Wieczny ogród Getsemani
z obrazem bez zakłóceń,
robaczywych pasów na ekranie,
w pełnym zachmurzeniu,
księżycem odkurzonym z popiołu,
żywy organizm miłosiernych oliwek.
Uwstecznione eony wymazała gumka
na zaostrzonym ołówku przedszkolaka,
cyrografy straciły ważność
na jakiś czas.
Pan klęczał pod najstarszym drzewem
stałem obok, nie było Go tam,
Pan modlił się opierając o kamień
rozłupałem skałę nie było Go tam,
za to pamiętam obrazek z komunii,
Tomasz ogląda palec wyciągnięty
z rany po gwoździach.
Nie wiadomo co stało się chwilę później,
nie ma widoków, nieruchomy krajobraz.
Rozumem nie ogarniam, czynami nie służę,
ale za Chrystusem przypomnę,
to umiem.
Boże mój czemuś mnie opuścił?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.