Błękitny jak Maryjny ornat, latawiec
z zapisaną na hałaśliwym pergaminie modlitwą
Pater noster, qui es in caelis...
spadł i rozbił się w samym centrum miasta,
na ruchliwym skrzyżowaniu łączącym ulice
Świętego Piotra i cierpiących papieży.
Przeciąg wiatrów Asura, otwierał drzwi,
z hałaśliwych i niedogrzanych mieszkań,
wyturlały się odrąbane członki
wszystkich świętych.
Grawitacja zmierza do nieskończoności
niezagojona rana po czarnej dziurze,
z kości czołowej Świętego Krzysztofa
wessała ostatnią relikwie,
odtłuszczone i lekkie serce Pana.
Niechcący potrąceni
tchnieniem Ducha Świętego, przechodnie
zobaczyli Boga,
powywracani zrzucaja skórę do mięśni,
pełzając z nadzieją ku Ojcu
zostawiają krwawy ślad,
wypowiadając te oto słowa
Et ne nos inducas in tentationem,
sed libera nos a malo.
I tak na wieki wieków,
najgorsze że jeszcze nie amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.