wtorek, 2 kwietnia 2013

Popielcowa burza nad Sodomą

Lot i jego żona na agresywnej diecie,
wiercą i nakłuwają,
ostrym nie przyciętym paznokciem
dziurki po ogolonych włosach na skórze,
wypełnione lnianym olejem,
wyciśniętym jak pot,
niech sączy się dla nadziei
po ciężkiej pracy z obornikiem
na przydomowym ugorze.

Wysiłek staje się coraz tańszy,
można go kupić na wyprzedaży,
w kolonialnym sklepie na przedmieściu Soar.
Kolory aury spływają z monidła
na brudną podłogę pustego domu.
Siódmy dzień,
kończy się katar Świętego Ducha,
wreszcie poczuł siarkę nad brzegiem Jordanu.
W prezencie od rodziny dla męża
gwoździe zamiast goździków na święto imienia.

Przejedzony słodyczami,
z uszkodzonym
od słonecznego rozbłysku wzrokiem,
Lot się ewakuuje
z przepaską ślepca,
w śmierdzącym habicie na chwilę.
Laską z martwego drzewa,
strąca owoce żywota,
dotyka świata by się nie przewrócić,
przepędza przechodniów na czarno-białych pasach.

Wypluł resztki śliny,
osuszony pot,
na skórze czerwieni się mapa z łuszczycy,
odpadają łuski świeżo złowionych ryb,
wolnym krokiem, nagą stopą, wymyka się.

Ogień zajmuje swoje miejsce w Sodomie,
nawet tłuste od kremu kości,
zmieniają się w popiół.
Duch Święty z oczyszczonymi zatokami
dmucha coraz mocniej,
podsycając popielcową burze.
góry siwego pyłu przykrywają
migające neony, najwyższych apartamentowców.

Lot w drodze, ciągle do przodu,
nie robi przystanków,
nie czeka na kolejny pociąg,
biegnie coraz szybciej, raniąc stopy,
krwawią otwarte rany na dłoniach.
Żona Lota tuż obok,
zakochana, sól nowej ziemi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O mnie

Moje zdjęcie
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić". Paweł z Tarsu