Bóg wystawił Asura na próbę,
nie dalej niż pies zaznaczył swój teren.
Był tam, czy go nie było?
Gdzie przeniknął, ścigając się w najdłuższym maratonie?
Do mety nie dobiegł,
zostawił w butelce gazowany dopalacz z żółci bydlecej.
Zbiegł przez igielne ucho by się na nowo narodzić,
zgolił włosy na plecach,
teraz jest szybszy od ryb w ocenie,
gryzie rekiny, żywi ludzkim mięsem z ich wnętrza,
polubił człowieka.
Przeziębiony zimnymi kąpielami,
zaraża bezdechem utopione płuca,
zatyka żyły zwalając z nóg, najlżejszych bez grzechu,
leczy szprycą w serce z wody świeconej,
bez nerwów dla zawału.
Ducha ugasił,
nosi mundur i lekarski fartuch.
Wołam, krzycze!
A wy i tak w bezruchu leżycie,
jak skrystalizowane drzewa z martwego lasu,
moi pacjenci,
na zawsze bezpłodni, ale ciągle z miłością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.