Dante kręcąc piruety dobiegł na kraniec marmurowych skał.
Wisienka toczy się po torcie,
gęsta mgła opadając transmigruje w budyniową plazmę,
wyłania się Nadir z wyschniętego oceanu bez dna,
wzrasta potężnym kamienny klif, dobry materiał na grobowiec,
z oparciem w nieskończoności.
Śródziemnomorskie słońce nie nagrzewa eleganckiej sierści,
latem nawet poparzone dusze wyliżą się z piekła.
Wypłowiały kolory
liczy się tylko światło,
które nie urodzi już nowej palety barw
na kole aureoli boskiego zwierzęcia.
Pogłaskaj małego psa z odznaką przewodnika
po wielkim upadku i jeszcze większym wybuchu
podnieconych instynktów,ludzkiej agresji do mniejszych.
W misterium ofiarowania wspomnień
przymykam za szybko powieki,
wiatr pochłania powietrze, trudno złapać oddech.
Powoli wyłania się na biało kwitnąca śliwka
a pod nią wypoczywają w gotowości
babcia Danusia, Dante i sąsiadka z parteru,
która wyzionęła ducha nie łapiąc tlenu z zainstalowanych
na ziemi butli.
Kotka Mynia nie odstępuje jej na krok,
przypominając o życiu w kosmosie.
Zwisające od czybka głowy czarne kołnierze
twardej materii z elementami gwiazd
powoli opadają odsłaniając okolice.
Odczuwa się tu radość oczekiwania,
drzwi są ciągle otwarte, nikt się nie pcha do kolejki
nie liczy równań z duszy zwierzęcej.
Wszyscy nasłuchują ze zrozumieniem mowy ptaków
Dante nastawia uszu w szpic, kładąc łapę na Myni
babcia z sąsiadką wołają na Boga,
w niepoliczonych zaświatach
cierpliwie oczekują niczego jeszcze
nieświadomych przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.