Przeziębiony heretyk
mówi przez zatkany nos,
to on mu podpowiada,
jak żyć, co robić,
prowadząc alergików na manowce.
Głośne smarkanie,
przywołuje nieświadome ofiary,
zarażając świetlistym wirusem
na siedem dni
a potem jest już za późno,
Ojcowska wyobraźnia nigdy się nie skończy.
Zakatarzeni, zakapturzeni
w szarych habitach
z sztywnymi rękawami zamiast chusteczek,
stoją na rogach ulic, pod ciemną bramą
z niewysmarkanym nosem w przeciągu,
wdech i wydech.
Na hałaśliwym rynku, w samym centrum
złamali pręgierz, podpierający chore ciało.
Nie boją się ukwieconych nocników,
ani ich zawartość wylewanej z szóstego piętra.
Kichają coraz głośniej,
drogą kropelek roznosząc zarazki,
dalej i szybciej,
Tylko wybrani robią to doskonale,
nie plując na innych,
nawet ust nie zatykają,
Zarażeni słuchacze
szybko odchodzą z tego świata,
przeziębienie wyłącza wszystkie organy,
ciało materialne już nie pracuje.
Na stosie heretyk z nieżytem
nie krzyczą,
od wyziębienia skóry przygasa ogień,
Byliśmy tu, teraz znikamy,
czekamy na was,
przeziębionych i zakatarzonych
płomienie dosięgają uśmiechu,
osuszają nos, zatkany na amen,
zużyte chusteczki unoszą się nad stosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.