Z pierwszej Tetrady, Matki wszystkiego,
na kształt córki,
wyłoniła się druga Tetrada;
powstała więc Oktogada,
z której wyłoniła się Dekada*,
życzenia dla Gustava M.
na nie pierwszą już osiemnastkę.
Łysy fircyk,
frutarianin z ukrytymi w pępku
pestkami rajskich jabłoni,
po pojedynku w pojedynkę,
z kraterów na twarzy ociera proch,
sadzą na palcach podkreśla oczy,
martwy wróg boi się jeszcze bardziej.
Odwraca głowę,
nieruchomieje, zanika,
częściej milczy, a lubił przekleństwa,
Angelina z nadzieją, po głośnym upadku z trapezu,
błaga na kolanach by został,
mój kuglarzu, akrobato,
lewitujemy pod sklepieniem cyrku,
wtuleni w siebie, wysoko obok papierowych gwiazd.
Gustav M. nie słucha, zamiera.
Dawniej dandys, magiczny celebryta,
przyodziany w barwny mundur,
utkany z kolorowych nici,
delikatniejszy od pawich piór,
na pagonach w stopniu generała,
Wygodnie się rozkładał na lożach i w kościołach
na czas układał najtrudniejsze puzzle,
kolega Trąd zawsze przegrywał zakłady.
Tylko kilka sekund na jego ramieniu
huśtał się przeźroczysty blondynek
zdrapany ze ściany,
głowa w rodzinie mrówek,
ten drugi w nas,
kredą rysował swoje kontury.
Po tym spotkaniu Gustav odszedł na dobre.
Ktoś go zamordował?
może wyszedł ale wróci?
Ślad po nim zaginął obok kamienicy masonów
na tumskiej wyspie,
pod wizerunkiem lubieżnego transwestyty Andronika,
syna Sabaotha z buławą króla.
Andronik płaska rzeźba językiem po ustach krąży,
oblizuje policzki, zachęca do wejścia,
nim spadnie śnieg na Boże Narodzenie
albo eksplodują spocone manekiny
w zwierzęcych futrach,
a zamiast płatków róży, w powietrzu uniosą się
czarne fusy, strzępy spopielonej skóry.
W kamienicy ruch,
z piwnicy wychodzą ogolone z drobnych włosków pająki,
pod jedynką otworzyły się drzwi,
babcia obwiązuje jałowym bandażem niedokończoną ranę,
gaśnie światło.
Gustav M. już tu nie mieszka.
Biały Dominikanin liczy w pamięci,
wieczna statua,
przyjdź i złóż pod nią kwiaty.
*Marek Mag
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.