Śmierć potrafi być głośna
gdy ktoś umiera za ścianą
wtedy robi wiele hałasu o nic
pamięć oczyszcza, niewiele po sobie zostawia.
W czasach krwawych żniw
rasowy spacerowicz w bombowych ruinach,
zignorował strach przed kostuchą,
zemściła się słodko zapowiadając swoją klęske.
W końcu gdy ją zemdliło z obrzydzeniem odrzuciła te masowe uczucia.
Evola wyjątkowo spokojny nie rzuca złośliwymi klątwami,
nie wierzga członkami porzuconego ciała,
klucze zamalowuje w kubistycznych obrazach,
najtrudniejsze odpowiedzi o zderzeniach duchowych światów,
brakach zmartwychwstałych,
zabezpiecza pieczęcią nie do sprofanowania,
w scenie po napisach ujawnia
że możemy to przeczytać za darmo miedzy wierszami.
W zapamiętanej przez kilka wieków kamienicy,
ściany pokoju pokryła tłusta sadza,
pomruk dziwnych eonów podnosi kurz ku wysokiemu sufitom.
Czerń okrywa zmarłego Barona,
zajarzyły się węgle od przeskakujących energicznie iskier,
truchleje Feniks w popiołach,
płomienie znikają za horyzontem bez płciowych zdarzeń,
po drugiej stronie ognia widać rozświetlone aureole.
To noc zdominowana przez skompromitowaną śmierć,
Wieczne Miasto przymiera głodem,
analfabeci dekadencji pomylili święte sztylety z długimi nożami,
z głębokich gardeł mizantropów dobywają się wulgarne obelgi.
Duch bezimiennego cesarza nie z tego już świata,
kpi z wielkich narodów, depcząc ich pozorną chwałę,
błogosławi białych prawiących o Jedni.
Eleganccy państwo staruszek z młodą żoną w skromnym płaszczu
pod, którym ukrywała kolorowe motyle,
opowiadali że ujrzeli w oślepiającym, słonecznym przebłysku
wzrastające kontury zmierzającego w siną dal,
wysokiego rangą przedstawiciela Rasy Panów.